19 sierpnia 2013

Decubal Face Wash- Nawilżająca pianka do mycia twarzy

Witajcie :) Jakieś 4 miesiące temu pisałam Wam na blogu (dokładnie w tej notce :)), że udało mi się zakwalifikować do testowania kosmetyków firmy Decubal. Ponieważ od czasu kiedy dostałam paczkę minęły już trzy miesiące i udało mi się co nieco przetestować, w najbliższym czasie możecie się spodziewać paru notek z tymi kosmetykami w roli głównej :)

Na pierwszy ogień idzie nawilżająca pianka do mycia twarzy. 

Od producenta: Łagodny i nawilżający preparat do mycia twarzy, odpowiedni dla cery suchej i wrażliwej. Delikatnie złuszcza naskórek dzięki zawartości alantoiny, nawilża dzięki zawartości gliceryny, łagodzi podrażnienia dzięki zawartości rumianku, pobudza naturalny proces regeneracji dzięki zawartości witaminy B3
Sposób użycia: Stosować rano i wieczorem. Piankę rozprowadzić na wilgotnej skórze i delikatnie wmasować. Następnie spłukać wodą i osuszyć skórę. 
Skład: Glycerin, Aqua, Sodium Cocoamphoacetate, PEG-60, Hydrogenated Castor Oil, Niacinamide, Sucrose Cocoate, Allantoin, Caprylyl Glycol, Bisabolol, Sodium Gluconate, Citric Acid. 


Jeżeli chodzi o stosowanie, to używam piankę tylko wieczorem po zmyciu makijażu. Najczęściej pod prysznicem na mokrą skórę twarzy i dekoltu nakładam 1-1,5 pompki pianki. Ma ona bardzo przyjemną, lekką konsystencję, która doskonale się rozprowadza i nie ma problemów ze zmyciem. 
Jako środek do dokładniejszego oczyszczenia skóry twarzy po zmyciu makijażu sprawdza się doskonale, jest delikatna i nie podrażnia. 
Niestety jestem zmuszona napisać, że producenta trochę poniosło przy przypisaniu jej właściwości peelingującej, ponieważ na mojej skórze twarzy nic takiego nie ma miejsca. Owszem skóra jest ładnie oczyszczona z resztek makijażu i brudu dnia codziennego, ale na pewno nie zauważyłam żadnych właściwości peelingujących. 
Z nawilżaniem jest ok, nie zastąpi nam ona kremu do twarzy, ale nie czuć po niej ściągnięcia.
Jeżeli chodzi o łagodzenie podrażnień to też nie powala, na mojej twarzy zawsze coś wyskakuje i jakoś nie zauważyłam żeby szybciej znikało.   



Jeżeli chodzi o ogólną ocenę pianki to uważam, że nie jest zła. Nie wymagam od niej żeby złuszczała naskórek, ponieważ od tego mam różnego rodzaju peelingi, a nawilżanie zapewnia mi krem. Pianka spełnia swoją podstawową funkcję, czyli oczyszcza skórę twarzy nie podrażniając jej i jestem z tego powodu szczęśliwa :)
Pianka jest dermokosmetykiem, dlatego najczęściej można ją znaleźć w aptekach, a jej koszt to około 18-20 zł.

Miałyście okazję ją stosować?  Jeżeli tak, to koniecznie dajcie znać co o niej sądzicie :)
Pozdrawiam
Aneta

8 sierpnia 2013

Denko #4

Witajcie :) Dzisiaj przychodzę do Was z kolejnym denkiem :)
Nie przedłużając: 


1. i 2. Lakiery do włosów Taft. Srebrny to 4 z keratyną, czarny to mega mocna 5. Lakiery były całkiem niezłe, ale trzeba uważać żeby nie zrobić sobie nimi kasku na głowie :)
3. Odżywka Isana Intensywnie Pielęgnująca. Z tą intensywnością nie mogę się zgodzić. Odżywka była ok, pomagała rozczesać włosy, ale nie robiła nic poza tym.
4. Natei naturals szampon do włosów farbowanych. Z tyłu opakowania jest napisane że po użyciu tego szamponu jakieś osoby zauważyły łatwość rozczesywania. Niestety u mnie on włosy plątał i gdyby nie odżywka to pewnie miałabym na głowie jeden wielki kołtun. 
5. Elisse Odżywka do włosów. Tak samo jak odżywka z Isany pomagała rozczesać włosy, ale nic więcej nie robiła. 


6., 7., 8. BeBeauty płyn micelarny, peelingujący żel do mycia twarzy i micelarny żel do demakijażu. Na co dzień używam micelarnego żelu do zmycia makijażu, a potem zielony żel do oczyszczenia. Płyn używam tylko gdy mam wodoodporny makijaż lub gdy wracam z imprezy i chce szybko położyć się spać :)  
9. Himalaya Herbals maska do twarzy z Modlą Indyjską. TU mogliście przeczytać recenzję, w końcu udało mi się skończyć, na pewno kupię kolejne opakowanie, ale dopiero jak wykończę połowę maseczek które mam :)
10. Brawa maseczka siarkowa. Czyli wykończanie maseczek czas zacząć :) Maseczka ładnie oczyszcza pory i uspokaja zaczerwienienia
11. Nivea Matujący krem nawilżający na dzień. Moją opinie mogliście poznać TU. Niestety pod koniec zaczął brzydko pachnieć, nie chcąc ryzykować jestem zmuszona wyrzucić mimo że nie zużyłam go do końca.  


12. Isana Witaminy & Jogurt żel pod prysznic. Ma tak obłędny zapach, że po jego użyciu zaczęłam się zastanawiać jak by smakował koktail z tych wszystkich owoców które są na plakietce :)
13. Isana Olejek pod prysznic melon i gruszka. Zapach ma bardzo ciekawy, ale to że został nazwany olejkiem to wielka pomyłka bo olejku to on ma tylko konsystencje, wodnistą i mało wydajną.
14. Nivea Calm&Care anti-perspirant. Ten produkt bardzo mnie zaskoczył. Jeżeli zastosuje się go po goleniu to naprawdę pomaga zregenerować skórę. Nic nie szczypie i nie piecze. Jako antyperspirant nie zawsze sobie radzi.
15. Isana zmywacz do paznokci. To już kolejne opakowanie. Jest bardzo wydajny i dobrze radzi sobie ze zmyciem każdego lakieru, a przy tym nie należy do najdroższych.


16. Sally Hansen Maximum Growth. Moją opinię o niej wyraziłam w tym poście. Niestety pod koniec bardzo zgęstniała i już nie nadaje się do użytku.
17. EOS lip balm. Jakiś czas temu mi zaginęła i w końcu ją znalazłam w jakiejś dawno nie używanej torebce. Data ważności już dawno minęła więc czas ją wyrzucić. Bardzo ładnie nawilżała usta więc jak będę miała jeszcze okazję kiedyś kupić jakąś pomadkę EOS to na pewno z tego skorzystam :)
18. Wibo Eyeliner. Mój KWC, nie jestem w stanie powiedzieć które to już moje opakowanie.
19. Nivea Double Designer mascara. Tak jak pisałam w tym poście zużyłam tylko jedną połówkę. 

Jak można zauważyć w tym poście niektóre denka są oszukane, ale niestety czasami się tak zdarza, że chociaż bardzo byśmy chciały coś zużyć do końca to po prostu nie jest nam to dane. 
Jeżeli używałyście któryś z tych produktów to koniecznie dajcie mi znać co o nim sądzicie :)

Pozdrawiam
Aneta

3 sierpnia 2013

Kolastyna - balsam brązujący

Opalanie?
To nie dla mnie. Leżenie plackiem na ręczniku w 40 stopniowym upale to katusza, nie przyjemność.
Zdecydowanie bardziej wolę aktywne spędzanie czasu, a jeżeli przy tym złapię jakąś opaleniznę tym lepiej.
Niestety ostatnio nie mam ochoty na jakąkolwiek aktywność fizyczną poza domem, temperatury mnie wykańczają, więc jeżeli nie muszę to z domu wychodzę dopiero koło godziny 19.

Żeby nie wyglądać całkowicie blado i nie musieć się katować leżeniem na słońcu, postanowiłam wypróbować balsam brązujący z Kolastyny. 


Przyznaję, że bałam się przed pierwszym użyciem, jak się potem okazało niepotrzebnie. Nie jest to typowy samoopalacz z którym trzeba uważać, ponieważ po pierwszym użyciu prawie nic nie widać. Dopiero po około tygodniu codziennego stosowania można zauważyć opaleniznę, ale też nie jest ona jakoś bardzo mocna., co też bardzo mi się spodobało. 
Balsam nie robi plam, ani zacieków, więc krzywdy sobie nim nikt nie zrobi. Ma delikatną kremową konsystencję, która początkowo trochę bieli skórę, ale szybko się wchłania.
Stosuję wieczorem, po umyciu się, wcieram głównie w skórę nóg, następnie daję mu 5-10 minut na wchłonięcie i gotowe. Można normalnie położyć się spać, ponieważ nie brudzi pościeli.



Kolejnymi jego plusami jest zapach - piękny kokosowo- orzechowy, ale niezbyt nachalny i cena - swój kupiłam w Biedronce za (jeżeli się nie mylę) 6,99.
Gorąco polecam go osobom, które jeszcze nie zdążyły złapać opalenizny, a nie chcą być całkowicie blade.

Jeżeli używałyście go, lub używacie coś z podobnym efektem, to koniecznie dajcie mi znać w komentarzach :)
Pozdrawiam
Aneta